poniedziałek, 9 marca 2015

Jak przetrwać ponury dzień?



Budzę się rano i już nic mi się nie chce. Patrzę w lustro w łazience i w miarę tego jak rozbudzam się coraz bardziej dociera do mnie, że dzisiejszy dzień będzie ciężki. Najchętniej wróciłabym spowrotem do łóżka i nie wychodziła wogóle z domu. No ale cóż, do pracy rodacy i trzeba jakoś dać radę...

Pędzę przez miasto w tłumie ludzi, i tuż przed budynkiem firmy ktoś mnie zaczepia, mimochodem mówi coś miłego i... okazuje się, że w międzyczasie wyszło słońce, w powietrzu pachnie wiosną, a ja sama właśnie odnalazłam w sobie energię na naprawdę świetny dzień.

Znasz ten scenariusz?

Pigułka szczęścia, którą masz zawsze przy sobie


Gdzieś kiedyś przeczytalam, że gdy się uśmiechamy, nasz organizm zaczyna produkować hormony szcześcia, nawet jeśli wcale nie jest nam do śmiechu. Dodatkowo uśmiech jest zaraźliwy, bo na widok uśmiechającej się do nas osoby nie sposób nie odpowiedzieć tym samym. Proste? Pomocne? To czemu by nie zacząc stosować?

Osoby uśmiechnięte sprawiają wrażenie pełnych energii, kojarzą się z sukcesem życiowym. Ludzie są istotami stadnymi, i preferują przebywanie wsród podobnych do siebie. Niby bycie miłym w stosunku do innych to taka mała zmiana, ale może okazać się, że niepostrzeżenie w naszym otoczeniu przybyło nam pozytywnych osób, które zawsze mają nam coś miłego do powiedzenia. To taka odwrotna selekcja znajomych :)
Jeżeli dawanie prezentów daje Ci więcej radości niż dostawanie, to widok osoby, której wlaśnie poprawiłeś nastrój przyniesie Tobie dodatkową kożyść.

Uważaj na dawkowanie


Bycie miłym dla innych jest wspaniałym lekarstwem na szarośc codziennego życia, ale w tej z pozoru prostej metodzie trzeba zachować pewien umiar.
Piszę o tym, bo parę razy zdażyło mi się usłyszeć, że się poprostu podlizuję, lub mam jakiś ukryty cel :). Niektórzy ludzie lubią się kłócić, chodzić źli na wszystko i wszystkich dookoła. Każdy człowiek ma prawo do wolnego wyboru i nie polecam rozweselać ich z gorliwością neofity, bo tego nie uszanują, i potraktują nas, zwykle, czyli zjadą z góry na dół lub wyśmieją...

"Nie rzucajcie swych pereł przed wieprze" -(Mt 7,6)

W razie działań niepożądanych


No właśnie, co zrobić z takimi ludźmi? Jak należy traktować złośliwą panią w rejestracji w przychodni? Albo ludzi, którzy potrącają nas (nieprzypadkowo) mijając po drodze. To są maleńkie przykłady codziennych ludzkich złosliwości, na które przymykałam oko. W efekcie wracałam do domu zła, zestresowana, z poczuciem niesprawiedliwości. Mniejsza o to co ja czułam, ale w domu czekał na mnie mój kochany mąż, który musiał mnie taką znosić, zamiast cieszyć się że może wreszcie po całym dniu spędzić ze mną czas.

Z dobrym samopoczuciem jest jak z uprawą ogródka: kwiatki trzeba podlewać a chwasty pielić.

Mam pewne wspomnienie z dzieciństwa. Jechałam tramwajem wieczorem ze starówki siedząc na kolanach mojej mamy. W pewnym momencie wsiadło do środka dwóch szemranych typów i szukali kogoś do bicia. Padło na studenta stojącego nieopodal drzwi. Kiedy zaczeli go atakować pamiętam przestraszony głos mojej mamy, nerwowo powtarzającej mi na ucho: "nic nie rób, nie reaguj". Na następnym przystanku wysiedli, zabierając ze sobą wyrywającego się wspomnianego chłopaka. Tramwaj był pełen ludzi. Nie zareagował nikt.

Ludzie często są agresywni i nieprzyjemni bo im się to zwyczajnie opłaca, bo łatwiej im osiągnąć zamierzony efekt. Z tych właśnie powodów u mnie nie udaje im się załatwić nic, bo albo odkladam telefon, albo wypraszam ich z biura... Odpuszczanie im, i traktowanie ich w taki sam sposób jak innych jest przykładaniem ręki do ich toksycznych praktyk.

Kiedyś jechałam autobusem na obrzeżach Warszawy. Dookoła las, małe domki, droga do budowy której najwyraźniej nie użyto poziomicy, duże odstępy między przystankami. Właśnie zbliżam się do miejsca, gdzie miałam wysiadać, więc wciskam "na żądanie" i czekam. Ale autobus nie zwalnia, więc ponawiam czynność. Nic, najwyraźniej kierowca to rajdowiec, i lubi ostre hamowanie pomyslalam. Ostatni raz wciskam przycisk tuż przed samym przystankiem i... mijam go. Krzyczę więc do kierowcy (z drugiego końca autobusu), że powinien się zatrzymać.
-Trzeba wciskać przycisk na żadanie
-Przecież wciskałam
-Tak, ale w ostatniej chwili
Biegnę na czoło autobusu i mówię:
-Przecież naciskałam "na żądanie" na długo przed przystankiem
-Widziałem w lusterku kiedy pani wciskała. Następnym razem trzeba się obudzić wcześniej
-Przycisk w takim razie nie działa, a to co Pan widział w lusterku, to był kolejny raz z rzędu kiedy wciskałam przycisk
-to wysiądzie Pani na następnym
Kierowca dalej jedzie. Autobus powrotny za godzinę. Ja patrzę na dystans któryprzyjdzie mi przejść w moich niczym nie przypominających terenowych butach. Przypominam sobie, jak podobny model rozwaliłam rok temu idąc taką drogą. Zaczynam się w środku gotować i... Mówie sobie: NIE. To nie ja mam się z tym wszystkim mierzyć, tylko on.
Zaczynam więc z całą tą złoscią krzyczeć na niego, że ma się natychmiast zatrzymać. Zero reakcji. Krzyczę więc tak, by wydobyć z siebie wszystkie złe emocje, tak jakbym była na jakiś ćwiczeniach w tym celu. Straszę, że jak się natychmiast nie cofnie do mojego przystanku, to wejdę mu do tej kabiny i sama ten autobus przeparkuję... Mój mąż na koniec zapytał o nazwisko i numer identyfikacyjny w celu złożenia skargi.
Przyzneję, że pod koniec kierowca był już nieźle przestraszony.

Czy czułam się po tym wszystkim lepiej? Nie. To dla mnie obrzydliwe gdy muszę zachowywać się w ten sposób w stosunku do ludzi. Ale wiecie co? Całą tą złośc wyrzuciłam właśnie na winowajcę, i jestem przekonana, że wybiłam mu z glowy dawanie nauczki pasażerom. Zamiast kłaść uszy po sobie wyrwałam chwasta w ogródku, i nie popsuje on już nikomu dnia ;)

Na koniec na poprawę humoru polecam Wam film Miss Meadows -tak z przymróżeniem oka ;)

7 komentarzy :

  1. Widziałam gdzieś filmik na którym był krąg krzyku, ludzie z różnych powodów krzyczeli na siebie nawzajem, zdaje się, że była to kampania społeczna o zapobieganiu przemocy domowej. Z jakiegoś powodu Twój post mnie bardzo zasmucił. Jestem nieuleczalną optymistką, ludzie reagują na mnie pozytywnie, uważam, że nie można za bardzo się uśmiechać, nawet jeśli wezmą cię za wariata. Co z tego? To jest tylko kogoś opinia, mój świat jest piękny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą -nie można się za bardzo uśmiechnąć. Problem zaczyna się, gdy w odpowiedzi ktoś częstuje Cię kolcami... Jestem zdania, że generalnie nie można zmuszać innych ludzi do zmiany, ale to nie znaczy, że muszę przebywać w ich otoczeniu, a nawet jeśli, to staram się nie prowokować nic nie wnoszących toksycznych zachowań, nawet jeśli prowokacyjnie odbierany jest mój uśmiech.
      Czym innym jest krzyk służący jedynie wyładowaniu zlości (tak jak we wspomniajen przez Ciebie kampanii) a czym innym jest krzyk na sprawcę. Odnoszę wrażenie że toksyczni ludzie czują się bezkarni, i jeśli społecznie będziemy się przeciwstawiać takiemu zachowaniu, nie będzie ono już leżeć w ich interesie.
      Wiesz, z reguły najłatwiej zapamiętać ostatni wers. Nie jestem pacyfistką. Uważam, że na zło trzeba reagować, by dobro mogło rozkwitnąć.

      Usuń
  2. Niestety sama mam takie sytuacje, które potrafią zepsuć nawet najlepszy dzień. I niestety większość z nich dzieje się właśnie w komunikacji miejskiej. Nie wiem, czy autobusy i pociągi są miejscem odreagowania dla niektórych osób, ale czasami mam wrażenie, że wchodzą oni do środka właśnie z zamiarem zrobienia komuś przykrości. Sama jestem często niepoprawną optymistką i boli mnie takie zachowanie.
    Post bardzo prawdziwy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na idiotów nie ma rady... Trzeba zawsze patrzeć na tych sensowniejszych ludzi, a jak jakiś głupek to psuje, to nie dać mu satysfakcji i tyle.
      Słonecznego dnia Ci życzę :)

      Usuń
  3. No ja nie wiem czy to uśmiechanie się do ludzi na ulicy wpłynie na nas korzystnie :) Kiedyś tego próbowałem i spoglądali na mnie dość... dziwnie :) Przykre, że mało kto potrafił ten uśmiech odwzajemnić.

    Pozdrawiam, Witek
    wynajem autokarów Wrocław

    OdpowiedzUsuń
  4. Coraz częściej myślę, że dla tych niewielu osób warto próbować, bo jeśli nie będziemy tego robić, to nawet tych kilku osób nie będzie. A przecież wystarczy tylko jeden miły gest by poprawić nam humor, gdy jest czasem bardziej pod górkę w deszczowy dzień, nieprawdaż?

    OdpowiedzUsuń
  5. Cóż.. Niezła historia z autobusem.. Była to pewnie terapia dla Twojej duszy by wyrzucic złe emocje..

    Ja bym pewnie machnęła ręką .. hehe :):)

    OdpowiedzUsuń